niedziela, października 01, 2006

dość mam tych kartofli już

I tych bezmózgich stad, które dziś elegancko wciągnęły w stoczni gdańskiej bajeczkę (metodą "na młodego pelikana"choć większość leciwa była) o ciężko chorym pacjencie i drogach poszukiwania lekarstwa, wśród osób o wątpliwej opinii. Flaki mi sie wywróciły do góry nogami...a za naprawę NFZ nie zwróci, heh...
W polityce, w tempie zastraszającym, szerzy się plaga zaimków: " my jesteśmy tam gdzie wtedy, a oni są tam gdzie było ZOMO" (ich, oni, inni, ci, nie my, tamci i nikt nie musi personaliami sypać, bo dopiero to się klasyfikuje do sądu)i tak dalej.... potem jeszcze "sto lat" dla ojca narodu i "jesteśmy z tobą" a mnie sie wywracają flaki ponownie, jak słyszę tę nowomowę , znaną skądinąd, w zestawieniu z hasłem "precz z postkomuną", fundującą mi ten żenujący (paradoksalny, wieżąc teoriom PotworówISpółki) rozdźwięk i bezustanny ból głowy. W cywilizowanym kraju mówi się na to migrena - w Polsce może mnie co najwyżej łeb napierdalać... Dlaczego? Ponieważ w normalny kraju mamy do czynienia z kulturą polityczną, bądź chociaż jej przejawami. U nas, najdelikatniej rzecz ujmując, popłuczyny te nazwać można popierdółką i szkoda, że osoby z wykształceniem i autorytetem przygladają się temu beznadziejnemu status quo i nie reagują w żaden sposób, pozostając w cieniu, próbując nie wychylać sie zanadto. jedyną osobą klarownie stosunkowującą się do ostatnich wydarzeń był prof. Hołówka i chwała
mu za to.
A gdzie reszta? Bo nie uwierzę, ze na Seszelach... Czy każdy z nich ma jakieś brudy pod ochroną, czy wszystkim im się podoba zaistniały rozwój sytuacji politycznej? Gdzie, do cholery, podziały się autorytety w tym kraju?
I nie jest to kwestia tego, że do tej pory naiwnie wierzyłam, że układy parlamentarne rozwiązuje się na poziomie programowym - bo nie.
Zawsze przeczuwałam, ze niestety większość to banda buraków i ze właśnie tak się dogadują, co nie jest normą tylko w naszym grajdołku. Problem polega na tym, że bracia i ich ekipa, próbująca usadzić się na piedestałach moralnej i politycznej czystości, ponieśli klęskę. Podwójną, bo nie potrafią się do niej przyznać.
Ba, odkąd to oni są grupą trzymającą władzę, nieczyste zagrywki mają stać się dopuszczalnym kanonem. Ciekawe, acz niezaskakujące specjalnie. Gdy Rywin przedstawiał swoje świetne propozycje - była to również prywatna rozmowa i nie chce mi się wierzyć, że nie był przy okazji po kilku głębszych (bo zazwyczaj był, co już nawet nie jest tajemnicą poliszynela). Prawdopodobnie był to skrót myślowy :P, no ale przyslużylo się to kilku medialnym karierom.
Beger jaka jest - wie każdy, choć trochę myślący człowiek - chciała ukręcić swoje lody przy okazji dziennikarskiej prowokacji. No, ale odwracanie kota ogonem na taką skalę, mówienie o dostosowywaniu języka do poziomu współrozmówcy...
Może niepotrzebnie i naiwnie dość wpuścić się dałam w kanał tematu, ale systuacji nie dzierżę i tyle.
Dla mnie niestety przedstawia się ona tak, że grupa rzadząca sięga do stylistyki I-szych sekretarzy, a opozycja jest wyjątkowo miałka i chwiejna. Natychmiastowe wybory niewiele zmienią. Jednym słowem dzieje się żle (a conajmniej nienajlepiej). Można odstrzelić pół narodu, wyjechać, albo przestać zwracać uwagę.

Rozważam wszystkie trzy opcje.


jak tandeta to po całości...