czwartek, grudnia 15, 2005

historia

mojej satysfakcji własnej

od zupełnie dumnego orzecha
po element głupawej grzechotki
chwilę było miło
a reszta to
wuj

przez wybitnie
małe
Ch

Tak przy okazji (watpliwej zupełnie tradycyjnie) - skoro Kaziu z
Tońkiem jest aż tak na TY, mimo rozbieżności poglądów, to ja też mogę? (no BA, głupie, kurtuazyjne pytanie)
jestem zdecydowanie bardziej kompatybilna, mniej awaryjna oraz
odżegnujaca się od jakichkolwiek dązeń nacjonalistycznych/separatystycznych i w ogóle -ycznych różnych niewygodnych.
hej, Tony !!!!!
Mi osobiście w zupełnosci wystarczy ten miliard!
reszta j.w.
przez małe...





niedziela, grudnia 11, 2005

niedzielalalalala

Klinem radość w myśl wbijać to smutne. Kurczą sie mozliwosci jak
sweter wrzucony do wrzątku. Patrzę za okno i po raz pierwszy rozumiem,
dlaczego biały może być oznaką żałoby lepszą niż kir. Jest bardziej
bezwzględny i zdecydowanie mniej elegancki. Obrzydliwość.
a tak poza tym to wszystko O.K....

sobota, grudnia 10, 2005

I nadszedł ten dzień,

który nastąpić kiedyś musiał. Zmęczeni życiem na torze przeszkód
podkasaliśmy rękawy :) (bez bicia przyznam, że Pablo pierwszy :D )
Wszystkich tych, którzy kiedykolwiek zastanawiali sie, jak wygląda w
rzeczywistości nasze mieszkanie (i nie mam tu na mysli tych, którzy po
prostu go nie widzieli), serdecznie zapraszam do zwiedzenia ekspozycji
(raczej czasowej) "Światło spod gruzów czyli metraż odzyskany".
Wstęp wolny, jedynie po uprzedniej rezerwacji telefonicznej :P
Zdjęć z ekspozycji nie zamieszczę, bo i tak wygladają równie
wiarygodnie jak tandetny fotomotaż z lat 80-tych.


A z innej, niestety mniej radosnej beczki - cytat z mojego ulubionego
przewodniczącego, mistrza ciętej riposty i idola solaryjnych lamp:
"Przecież nie można zgwałcic prostytutki, ha, ha, ha, ha...!"

piątek, grudnia 09, 2005

propedeutyka rolnictwa

przydatne sygnatury lektur przedegzaminacyjnych :)





wrzucone na joemonster przez DJ_skibi

tymczasem zadzieram kiecę i lecę.
Na eNeMeF ofkors :-D.

czwartek, grudnia 08, 2005

A tak w ogóle, to

boli mnie ząb. Pewnie to kara za grafomanię obrzydliwą*. Choć zamiast próchnieć złośliwie to coś się wyrzyna radośnie (choć niemniej złośliwie zarazem).
I albo ktoś mi podmienił kartę dentystyczną, albo rośnie mi dziewiątka.


*bo przecież nie przez kwintet h-moll...?

ech, smutno mi Boże...



A Ty patrzysz i masz pewnie niezły ubaw, gdy tak stare porzekadła
plącza losy tych, co dawno już zwątpili...
W spoconej dłoni zmiędlona resztka nieutraconego bezpowrotnie czasu
przypomina, że stał sie kiedyś taki zlepek chwil wart funta kłaków, a
może nawet złamanego grosza.
Czy rzeczywiście jest jednak jakiś sens, w tym płochym trzepocie
wspomnień, mglącym obraz teraźniejszości...?
Jeśli tak, to baw się dobrze.
Na zdrowie.

wtorek, grudnia 06, 2005

Wisi noblistki Szymborskiej jeden

Ze specjalną dedykacją. W ramach tworzenia kategorii "dobrego powodu nie wprost" ;)


"Kot w pustym mieszkaniu"


Umrzeć - tego się nie robi kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.

Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.


Coś sie tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.

Do wszystkich szaf sie zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.

Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
O żadnych skoków pisków na początek





oczywiście, to taki głupi żarcik :)
wyjątkowo glupi zresztą :D

piątek, grudnia 02, 2005

In vino veritas

jednak trzeba wziąć pod uwagę - jakie wino, taka prawda, niestety... Szczegóły może sobie podaruję (ale jeśli ktoś miałby jeszcze zamiar się na tegoroczne baujolais pokusić - :P), grunt, że w obliczu absolutu nie udało się nijak wystąpić, cholera. Jestem niepocieszona (conajmniej). Primo- ominęło mnie fajne kicz party andrzejkowe (zrezygnowałam z niego ze względu na spokój [sic!] sumienia), secundo - udawanie, że robię rzeczy użyteczne, spełniam wymagania, czyt. rozwijam się w zamian, okazało się kolorową mżonką, choć zreflektowałam się w porę, w sumie;),
tertio - wiadomości wymagane ode mnie (cóż, nie tylko ode mnie) okazały się być na poziomie tak elementarnym, że nastąpił niespodziewanie niebezpiecznie gwałtowny zwrot do punktu pierwszego. Tym samym zamknęło się to beznadziejne koło. Nie mam powodów do zbytniego niezadowolenia, ale i do skakania z radości również niekoniecznie. Moim udziałem więc, paradoksalnie, stało się poczucie przynależności do grona produktów markowych typu Microsoft: zawiesiłam się. Odwracalność pozostaje więc kwestią dyskusyjną conajmniej...
Wiem, wiem, bzdury dyrdymały i takie tam. Zmęczyłam się odrobinę i rozdmuchuję to do rozmiarów katastrofalnych, za chwilę się oflaguję i urządzę strajk głodowy - między kawą a kawą - na pohybel wszystkim, którzy mają się lepiej ode mnie, a co...!