poniedziałek, lipca 24, 2006

I'm still the master (mastress..? ) of the middle finger

ale i tak trochę czuję się zakłopotana - kupiliśmy, trochę bez sensu, nową klawiaturę i mysz - obie radośnie bezprzewodowe, jak tylko to możliwe, no i się gubię, no a conajmniej lekko mi nieswojo - niech ktoś mi jeszcze powie że bez sensu, a załamię się totalnie....
Jak w pieprzonej ulicy sezamkowej literka m jest chyba sponsorem wydania bo primadonna wbija się najgorzej... Teraz przynajmniej jest nadzieja - jak r14 skończą współpracę to nie będę sadzić kwachów aż do otwarcia kiosku hehe
wireless rulez - czemu tylko jakoś mnie to nie kręci specjalnie...?
Jakby ktoś miał jeszcze wątpliwości - tak, to jest post sobie a muzom, o popierdółkach i takich tam, bo wprawiam się w pisaniu na nowej klawiaturze, czyli rzecz totalnie dla courage'u i innych takich , z jakimkolwiek bliższym sensem nie mająca wiele wspólnego. Kurczę, literka M nadal się stawia - harda sztuka.
Z beczki innej - poszły dzisiaj trochę hasła o potomkach i inne takie. Ja jestem trochę na hop, Pablo trochę na bęc. Porozumienia nijak. Dośc nierozważnie zagroziłam, że jak się bęc utrzyma to rozwiążę umowę. Zrobiło się więc ogólnie trochę wymuszone hop. Jak przyjdzie czas to pewnie zarzygam 19m z całości, na co już dziś mam ochotę nieodpartą, ale pewnie nie o to nie o to nie o to.... W każdym bądź razie, gdybym mogła, ujęłabym to w kwestii, że smutno mi, ale to nie prawda, bo wiszę nad spektrum uczuć, w bezsensie i tyle - ani fajnie, ani smutno, ani radośnie. Ot, wiszę...I to nie blamaż infantylny. mimo że plotę trzy po trzy. Ostatnio zdarza mi się zawiesić po prostu. Grunt, że póki co bezkarnie.

0 komentarze: