sobota, października 01, 2005

elo

Wydawało mi się niemal, że wrócić się nie uda. Samolot był spóźniony
na tyle, ze nadzieja nikła w oczach...Po godzinach oczekiwania na
lotnisku, a potem na bagaze, powitało mnie czerwone wytrawne, z hałdą
pleśniaka - tak jak lubię, a brakowało mi go przez tydzień (pleśniaka
błękitnego ofkors, dlatego znów, na cały tydzień wstecz, przeobraziłam
się, między innymi oczywiście, w piwnego potwora - nie mylić z
ciasteczkowym). Rzeczywistość jednak gryzie, więc nadszedł na
opamiętanie czas najwyższy. Póki co wspominać mogę o tym w sposób
iście teoretyczny, bo aklimatyzację rozpoczęłam od imprezy - Kasia
wyjeżdża do Boloniii i to było coś na ksztłt adieu party. Trudno co
robić... Krew nie woda i paliła by się jak oliwa po tych wszystkich
doświadczeniach (z nie zrealizowanymi włącznie).
Fotki z wyjazdu (czesciowo) sa tutaj





0 komentarze: