wtorek, marca 08, 2005

Czas leci nieubłaganie...

A miałam nawet, przez moment, ochotę napisać, że zapier***, ale doszłam do wniosku, że to w języku pisanym mało nośne raczej. Boję się, że na nazbyt wiele rzeczy nie starczy mi czasu - i to przecież nie dlatego, że należę obecnie do osób jakoś super zajętych. Tradycyjnie masę spraw odłożyłam, na moją "ulubioną" ostatnią chwilę... I tak na sobotę- niedzielę najpóźniej, mam do pokazania układ na egzamin z kompozycji tańca, pracę zaliczeniową na tęże imprezę, w piątek wypadałoby Johnowi pokazać cośmy za pomocą Gosi wydziergali z Maćkiem, do tego czasu powinnam być już dawno zdrowa jak ryba (a do tego standardu obecnie - delikatnie rzecz ujmując - trochę mi brakuje niestety...) i mieć conajmniej na oku kieckę na turnieje, tudzież materiał na nią. To jest takie TO DO w bardzo dużym skrócie oczywiście (i tak tradycyjnie przynudzam, choć najgorsze przyjdzie dopiero w dniu, w którym zacznę opisywać konsystencję i odcienie ostatnich stolców ).

0 komentarze: