poniedziałek, stycznia 12, 2009

gorączka sobotniej nocy

powiedzmy...

urodziny się u mnie odbywały. Oczywiście nie moje. Impreza dosyć objęta stagnacją ogólną, ale wódka się polała na tyle wystarczająco, aby ostatnim gościom należało sugerować - najpierw subtelnie, potem trochę mniej - wyjście. No i nie do końca nawet dlatego, żebym zabawy do rana nie udźwignęła, ale to zupełnie inna historia.

Małż na kwestię zakończenia imprezy, stwierdził, że ona jest stricte moja i ja mam się o co martwić a nie on. Gówniana wymówka. Najwyraźniej los pokarał go zatruciem (choć nie ukrywam, że to naprawdę przykre i szczerze mu współczułam) - dochodzę do wniosku, że nie tylko alkoholi, ale i niektórych rodzajów wódek nie należy zgoła ze sobą mieszać.

Znów czuję się zbyt zagubiona i za stara na zabawę w egzaminy. Właściwie to nie prawda, może i rodzaj wymówki. Zmęczona czuję się na pewno i mam przy tym poczucie zajmowania miejsca po nieodpowiedniej stronie. Klasycznie - życiowe pretensje.

Może też trochę dlatego, że kompletnie już nie bawią mnie takie rzeczy. Więcej powiem - mierżą...

z zasobów joemonster.org
z zasobów joemonster.org

Zupełnie z innej beczki - marzy mi się szczeniak jack russel terrier. Myślę, że sierściuch dyżurny, choć zapewne z oporami, byłby w stanie się z nim dogadać, a i nam na zdrowie posiadanie ogólnie by wyszło. Nie jest to niestety koniec moich marzeń na obecną chwilę - kolejne to jakiś Canon PowerShot lub coś podobnego. Na chwilę obecną - poza zasięgiem mojej kieszeni oba marzenia. Jest to dość popularna przypadłość u ludzi nie zarabiających i otrzymujących coś, co można, jedynie w naciągany sposób, nazwać subsydium. Trudno uha ha

Ok, zdaję sobie sprawę, że wzdychanie do rasowego szczeniaka jest kompletnie bez sensu, szczególnie, że schroniska pękają w szwach, ale historia moja przygarniania, fakt, ze głównie sierściuchów, może trochę usprawiedliwia ochotę posiadania zwierzaka, choć odrobinę pewniejszego mentalnie. Nie jest to miejsce do opisywania prób złotej cierpliwości i ratowania. Oczywiście jest to wyłącznie subiektywny punk widzenia, ale...

Wracając do imprezy - ludzie najwyraźniej dzielą się na takich, którzy po prostu świetnie się bawią, gdziekolwiek by nie byli, bądź na takich których trzeba odpowiednio poić lub odpowiednio zabawiać. Druga kategoria jest zdecydowanie częstsza w moim doświadczeniu. Gdyby nie garść tych pierwszych, jeszcze bardziej zaczęłabym się zastanawiać co ze mną jest nie tak (stan na dziś - chyba wystarczająco bardzo). Nie zabrakło dyskusji na temat Gazy, udowadniania jak głęboko jestem w błędzie, ciemna i w ogóle, bo popieram Izrael, a na koniec tuby z japońskimi mangowymi hiciorami. nie mogłam zasnąć do 8.

Ta gorączka więc, to tylko o tyle, o ile objawy PO przypominały wirus grypy żołądkowej u małża.

0 komentarze: