piątek, stycznia 23, 2009

słabość

Ostatnio było zdecydowanie niedobrze. Szczególnie w sobotę. Pobudka z temperaturą 38,6, szybka podróż do lekarza, oczekiwanie, mała awantura - prywatne przychodnie także przezywają oblężenie - połączona z niejakim szantażem małżowym. Wieczorem było tylko gorzej i doszło w końcu do 40 - jak dla mnie temperatura wrzenia. telefony na pogotowie, instytucjonalne rady nie od parady i takie tam. Od tej pory do dziś - Rulid, ACC 600, Trilac, Bronchicum i nieśmiertelna pyralgina. Jestem jak wyżuta i wypluta - zaliczenia i egzaminy zeszły zdecydowanie na plan dalszy, prace pisemne, z konspektem magisterki włącznie, tułają się gdzieś w nieodkrytych, wirtualnych obszarach. Nie można tego ująć w bardziej elegancki sposób - jestem w jakiejś ciemnej, głębokiej dupie.

No może i można

kucam w malinowych krzakach

masakra...

0 komentarze: