sobota, października 30, 2004

We're in Los Ziemnicos!!

ta dam,
no i prosze drodzy Państwo. Dla chcącego nie ma nic trudnego :) Internet u moich rodziców hula jak ta lala :)
Mogę więc spokojonie zanurzyć się w odmętach nałogu sieciowego i kontynuować radosny proces symbiozy z klawiaturą ;)

Zdolny Śląsk powitał nas nocką głęboką, racząc nas już od okolic Wrocławia mgłą o konsystencji waty cukrowej (chyba tak w formie swoistego komitetu powitalnego). Jak żyję czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałam (nie omieszkam rzucić jakąś fotką, ale to już chyba po powrocie...).

Widok przez przednią szybę ;)



Drogę z Legnicy do Ziemnic śledziliśmy za pomocą obserwacji granicy trawa/asfalt, bo widoczność nie przekraczała 1,5 metra. Był taki moment, że zaczęliśmy się z Pablem zastanawiać, czy przypadkiem zupełnie nieświadomie nie zjechałam na przeciwległy pas autostrady, nie uderzyliśmy w TIR-a, a to co teraz obserwujemy to rodzaj śmierci klinicznej, tylko jeszcze nie dopuszczamy tej informacji do świadomości :D




Śmiesznie, ale wciąż miałam wrażenie, że nawet jeśli na coś, przypadkiem, nadzialibyśmy się rzeczywiście autem, to ta, ze wszystkich stron otaczająca nas, puchata masa, całość z łatwością zamortyzuje. Na szczęście nie dałam sobie okazji do testowania tych odczuć (choć teraz długo będę się zastanawiać czy nie byłoby jednak warto...ech ;) )

Centrum Legnicy...


Między 4.20 a 5.coś tam(czyli w jakieś 3 i pół godz. po naszym przyjeździe), miało być widoczne całkowite zaćmienie księżyca. No i albo sponsor skopał sprawę ;), albo popieprzyły mi się daty, albo szerokości geograficzne. Fakt faktem, ze tkwiłam wczoraj w tej mgle na dachu jak czubek około 1,5 godziny, cały czas z nadzieją, że może jest jakieś (?) opóźnienie, ale zaraz się zacznie i wszystko się zaćmi jak trzeba ;). Aż boję sie sprawdzać w newsletterach, który punkt mojego doskonałego planu "młody astronom" zawiódł tak naprawdę... Nie mam ochoty jeszcze bardziej się pogrążać. W każdym bądź razie rescue plan mam taki, że jak wrócę do domu to urządzę sobie własne zaćmienie. Księżyca, słońca czy na co tam jeszcze przyjdzie mi ochota. A co!!!!!!!
(trzeba jakoś podkurować swoje przemarznięte/przemoknięte/podkurwione/zawiedzione ego heh)

księżyc, który elegancko "zaćmił" się dzień wcześniej...


No cóż, póki co to tyle wieści gminnych i innych...

0 komentarze: