wtorek, sierpnia 02, 2005

Does anybody really knows how high the moon...

Co słychać? No cóż, jestem już w domu i wszystko powinno było wrócić juz radośnie do normy. A jednak jakieś takie dziwne spustoszenie dzisiejszy dzień we mnie spowodował i załapałam takiego niedookreślonego wqrwa przy okazji (nie mogę napisać, ze doła, bo zbytnio ciska mnie po klatce jakoś...). Nie wiem, czy wszystko to z powodu biurwokracji lokalnej, która mnie dopadła, czy dlatego, że brygada uderzeniowa, która zaplanowała ze mną spotkanie powitalne, miała przedłużoną próbę i nic z tego nie wyszło i siedzę teraz sama jak palec w czterech ścianach... ( w końcu przez conajmniej ostatnie dwa tygodnie zupełnie inaczej mial się ten stan rzeczy, więc może po prostu za tym mi się ckni...? :I)
Wypełnianie kwestionariuszy powoduje u mnie odruch wymiotny, ale siedzę nadal nad nimi - co zrobić. Odpowiedzi na maile zaczynają przypominać powoli spamową masówkę, telefon się nie zamyka, a ja mimo wszystko czuję się okropnie sama.Do tego stopnia, że nawet jutrzejsza wizyta w UP nie powoduje u mnie nic poza wrażeniem letniej obojętności
Mimo środka lata mam nieodpartą ochotę na powtórzenie listopadowej akcji 'wytnij--wklej'. Nie sądzę żeby w obecnej sytuacji coś nowego zdołało się wykluć. Szkoda, ze nie znam żadnej skutecznej metody konserwacji dobrego samopoczucia, a góry obecnie wydają mi się równie odległe jak obca galaktyka. Banalne i śmiesznie wprost załosne heh...

0 komentarze: